Rozmowa z Anną Kolmer, dziennikarką Polskiego Radia Szczecin, przewodniczącą Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Pomorze Zachodnie.

- Proroctwo o śmierci papierowej książki nie sprawdza się, nie wszyscy są wielbicielami ich elektronicznej wersji. Pomimo spadku czytelnictwa, alarmującym, jak niektórzy dodają, część z nas czyta tradycyjne książki, czytać nie przestanie i nie będzie omijać z daleka księgarni.

A.Kolmer — Technologia czy klasyka? To pytanie pojawia się często. Należę do pokolenia wychowanego z tradycyjną książką w ręku, więc kiedy coś jest nowe, wzbudza zarówno zainteresowanie, jak i niechęć. Osoby, które przyzwyczaiły się do pewnego trybu nie zawsze są w stanie go zmienić, nawet jeżeli ta zmiana może wyjść na dobre. Książki w wersji elektronicznej znane są od dziesiątek lat, jednak ich popularność rozpoczęła się dopiero w 2007, gdy na amerykański rynek wszedł pierwszy czytnik, obecny lider rynku e booków - Kindle. Od tego czasu przemysł książek elektronicznych pnie się w górę robiąc konkurencję papierowym. Walka jest niezwykle wyrównana i swoje racje mają zarówno wielbiciele książek papierowych, jak i tych elektronicznych wersji. Dla mnie i myślę, że dla nas wszystkich ważne jest czytanie, a nie to w jaki sposób się czyta.

 - Poza tym, że ta „niszowa”, jak podkreślają niektórzy, czyli drukowana literatura, wciąż ma się dobrze, a wielu twórców opowieści zamieszczanych w wirtualnym świecie marzy o wydaniu ich na papierze, bo to dopiero nobilituje. O czymś też świadczy wysyp wydawnictw; obok wielkich funkcjonują mniejsze i bardzo małe, Stowarzyszenie Dziennikarzy Pomorze Zachodnie też założyło swoje wydawnictwo kilka lat temu, po to by wydawać książki swoich członków?

- Po części tak. To red. Janina Piotrowska zaproponowała utworzenie przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej

Polskiej „Pomorze Zachodnie” wydawnictwa, które miałoby

wspierać naszych piszących dziennikarzy. Miała doświadczenie, obserwowała zmagania kolegów po fachu z pozyskiwaniem funduszy na wydanie ich książek. Jej zdaniem i później zarządu SDRP „Pomorze Zachodnie”, wydawnictwo byłoby wsparciem dla nich i możliwością zaistnienia w środowisku nie tylko dziennikarskim. I tak się stało. Działamy na rynku od ponad 5 lat, do tej pory wydaliśmy pięć tytułów: „Wszystkie psy mojego życia” w twoim tłumaczeniu, najbardziej autobiograficzną książkę angielskiej pisarki Elizabeth von Arnim, która po długim czasie zapomnienia ma dzisiaj w świecie nowych czytelników i której twórczość analizują współcześni literaturoznawcy. Elizabeth von Arnim wspomina w tej książce swoje ukochane psy,także m.in. czas spędzony na wsi leżącej niedaleko Szczecina, co jest też wspaniałą promocją naszego regionu.To pierwsze polskie wydanie! Pamiętam, jacy byliśmy dumni z tego. Potem wydaliśmy książki kapitana Zbigniewa Saka: „Dogonić horyzont” oraz „Wierni banderze”, przygodą dla nas było też elektroniczne wydanie książki „Czasopisma w Szczecinie od 1989 r. Leksykon” autorstwa Krzysztofa Flasińskiego. A teraz ukazuje się nasze najnowsze „dzieło” - „Kulisy mikrofonu i ekranu.„Minidykcjonarz”. Jest to jedna książka w dwóch tomach. Napisali ją tak naprawdę dziennikarze radia i telewizji pracujący w latach 1980-2005 w wieżowcu przy ulicy Niedziałkowskiego 24. To są ich wspomnienia o ludziach, pracy, relacjach międzyludzkich i o tym, czym był dla nich wieżowiec. Za dziesięć, piętnaście lat niewiele osób będzie pamiętało, że ten wpisany w pejzaż Szczecina budynek był ośrodkiem radiowo – telewizyjnym, którego dziennikarska historia rozpoczęła się w 1980 r., a zakończyła w 2005r. Nie była to łatwa praca, ale udało się, powstał para dokument będący zapisem czasów dla mojego pokolenia burzliwych, pełnych jeszcze wielu znaków zapytania. W tym wieżowcu wielu z nas spędziło najlepsze lata swojego życia. Tam tworzyliśmy początki współczesnego radia i telewizji na miarę naszego regionu.

- Jest w kraju jakaś inna organizacja dziennikarska z własnym wydawnictwem?

- Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. Wiem na pewno, że moi koledzy z innych oddziałów SDRP w Polsce wydają biuletyny, informatory, prowadzą portale internetowe, ale czy tak jak my mają swoje wydawnictwa ? Na pewno powstają tzw. leksykony dziennikarzy. Tak, jak my próbują zatrzymać czas na papierze.

- Wspomnijmy jeszcze o grze internetowej stworzonej pod egidą Stowarzyszenia; to był, jak się okazało, też dobry pomysł przybliżający też m.in. dzieje naszego miasta i regionu. Są może nowe pomysły?

- Masz na myśli grę miejską pn. RadioGra, która powstała z okazji 75 lat polskiej radiofonii na Pomorzu Zachodnim i która miała przypomnieć najważniejsze wydarzenia z jej historii w formie zabawy edukacyjnej. To był strzał w dziesiątkę. Gra jest dostępna na stronie naszego Stowarzyszenia i cieszy się dużym zainteresowaniem. To właśnie od niej wszystko się zaczęło: nasza książka ” „ Kulisy mikrofonu i ekranu. „Minidykcjonarz” i film pod roboczym tytułem „ Był sobie wieżowiec”, który powstaje pod kierownictwem Heleny Kwiatkowskiej. Producentem filmu jest Jarosław Dalecki, operatorem Bartosz Jurgiewicz, a pieniądze na jego realizację pozyskaliśmy z Funduszu Filmowego „Pomerania ”. Zorganizowaliśmy również wspólnie z Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie wystawę pn. „ W świecie dźwięku i obrazu”. Marzy nam się stworzenie stałej ekspozycji mówiącej o historii mediów na Pomorzu Zachodnim. Czy nam się uda? Trudno powiedzieć, ale jak mówią wielcy tego świata – nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania. Nie wspomniałam jeszcze o najważniejszej sprawie - o ludziach, firmach, które nasze pomysły akceptują i pomagają je realizować, czyli o sponsorach, a są to: Urząd Miasta Szczecin, Grupa Azoty, Remondis, Techno-Park Pomerania, IDEA-INWEST, którym serdecznie dziękujemy.

- I ja dziękuję za rozmowę.

Rozm. Elżbieta Bruska